Fala wezbraniowa na Wiśle. Nie zbliżaj się do rzek.?
Co sobie pomyśleliście, kiedy dostaliście taki sms-owy alert?
Ja pomyślałam ze współczuciem o tych, którym ta wielka woda zagraża. I zaczęłam się zastanawiać, ile spośród odbiorców tego smsa co prędzej ruszy w kierunku najbliższej rzeki, żeby naocznie się przekonać, czy rzeczywiście jest groźna.
Na obserwację pewnych zjawisk w tym obszarze nie musiałam długo czekać. Tomek po powrocie z pracy od razu rzucił dynamiczne pytanie – “A może pojedziemy sobie nad Wisłę?”
Naturalne dla mnie procesy kontrolno-poprawnościowe kazały mi zgłosić wątpliwość, czy aby dzieci nie powinny się uczyć i robić lekcji, wszak to zwykły dzień pracy… Stanęło na tym, że Tomek zabrał po kolacji dwoje najmłodszych dzieci i ruszyli na wyprawę.
Wrócili po godzinie.
Bardzo szczęśliwi, wypełnieni doświadczeniem piękna i przygody. Tymczasem starsze dziewczyny zdążyły spokojnie się pouczyć, a ja ogarnąć dom.
Tomek powiedział mi potem, że nad rzeką spotkał sporo ekip tatuś + dzieci. I że wbrew temu o co go podejrzewałam wcale nie chodzi o ekscytację tym, co właśnie zostało ogłoszone, jako niebezpieczne. Chodzi o przyrodę, przygodę, dzikość i wodę! Czyli kontakt z tym, w czym spora część facetów i dzieci czuje się jak… ryba w wodzie. A jak z kobietami? My też kochamy przyrodę, ale część chyba ma trudność z tym, że kontakt z nią wiąże się z tym, że się brudzimy, coś na drapie, coś nas gryzie… W tym przypadku trudno mi było otworzyć się na opcję PRZYGODA w obliczu licznych obowiązków moich i starszych dzieci.
Cieszę się więc, że udało nam się znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich. Że otworzyłam się na propozycję Tomka, że dzieci miały możliwość spotkania z dziką przyrodą nad Wisłą w wyjątkowych okolicznościach. I że znów mogłam doświadczyć tego, jak dobrze, że nasze dzieci mają takiego fajnego tatę!
A w Waszych rodzinach kto jest większym fanem przyrody i przygody?