Tomek wyjechał dziś na wykopaliska. Wstałam z nim przed 6.00. Ok. 7.00 wyszedł z domu, a ja miałam ciszę i spokój, więc usiadłam do pisania tego posta. Z perspektywą godziny pracy w ciszy i spokoju. Tymczasem po 20 minutach obudziła się Weronika. I spytała, czy zrobimy sobie małą poranną wyłączność. Odeszłam więc od komputera, co nie był łatwe, i pograłyśmy w… PYTAKI! :)) I kiedy Weronika rzuciła kostką uczuć i powiedziała, że właśnie czuje szczęście…. poczułam, że ja też jestem szczęśliwa! 🙂
czas na wyłączność – o co chodzi?
Czas na wyłączność polega u nas na tym, że każde dziecko dziecko spędza pewien czas sam na sam z jednym z rodziców. W założeniach odbywało się to raz na tydzień. Ale to było dawno. Teraz praktykujemy to nieregularnie. W każdym razie kluczowe jest to, że to dziecko decyduje, co będziemy robić. Zazwyczaj umawiamy się z kilkudniowym wyprzedzeniem i razem się zastanawiamy, co moglibyśmy zrobić, ale ostateczna decyzja należy do dziecka. Czasem jest to basen, czasem wspólne gotowanie, czasem rozgrywka w Rumikuba, albo Domek. Chętnie wybierane jest również, ależ oczywiście, wyjście na lody lub pizzę. Natomiast niespecjalnie preferowane z naszej strony jest wyjście do kina, czy na jakiś spektakl. Dlaczego? Bo poza przyjemnością jedzenia lodów, czy pływania w basenie ważna jest przestrzeń budowania relacji. Przestrzeń na rozmowę, na przytulenie, patrzenie w oczy. Wspólne oglądanie filmu jest doświadczeniem miłym i dobrym, ale może spowodować, że w relacji zatrzymamy się na powierzchni. Nie spotkamy się naprawdę, nie dotkniemy prawdziwych przeżyć, wspomnień, uczuć…
jak to robimy?
Jeśli chcemy naprawdę budować relację przez czas na wyłączność:
- traktujemy ten czas poważnie. Niedawno byłam umówiona z Gabrysią na naszą wyłączność. Czwartek o 18.00, zaraz po powrocie Tomka z pracy. We wtorek zadzwonili znajomi, z którymi pracuję nad pewnym projektem i spytali, czy nasze piątkowe spotkanie możemy przenieść na czwartkowy wieczór. Powiedziałam, że niestety nie mogę… bo jestem umówiona! Proste.
- nie zapraszamy do tego czasu nawet najukochańszej cioci Heli, ani najbliższej przyjaciółki. Bo wtedy to nie będzie już czas na wyłączność. Z ciocią i przyjaciółkami spotykamy się, a jakże, kiedy tylko się da. Ale czas na wyłączność, to czas na wyłączność.
- przeznaczamy na to pewien fundusz. Bo pieniądze chcemy wydawać na to, co najważniejsze, przecież. A relacja z dziećmi jest bardzo ważna, przecież.
- wyłączymy telefon 😉 Albo przynajmniej dźwięk w telefonie. Bo nie wiem jak Wy, ale ja mam na koncie parę zabaw z dziećmi przerwanych moją bardzo ważną rozmową telefoniczną. I to nie było dobre dla nikogo…
- wciągamy kebaba razem z dzieckiem! Zdarzyło mi się być na pizzy z Gabrysią i pić tylko zieloną herbatkę, bo nie jestem głodna, a ten żółty ser i ten gluten są takie niezdrowe i kaloryczne, że….. niech dziecko sobie zje jak już musi, ale ja dziękuję. Słabe. Pizza nie jest zdrową żywnością, ale wspólne jej zjedzenie raz na jakiś czas po prostu służy relacji, jeśli Gabi tego chce. A pizza, kebab i lody są naprawdę pycha!
a gdy już jesteśmy razem…
- słuchamy tego, co mówią dzieci z autentyczną uwagą i zainteresowaniem. Empatycznie. Czyli cieszymy się radościami i sukcesami, okazujemy zrozumienie smutkom i stresom. Nie oceniamy. Nie pouczamy. W każdym razie próbujemy. To jeden z momentów, kiedy dziecko może czuć się bezpiecznie, otworzyć się. Podobnie, jak w czasie wieczornych rozmów, o których pisałam tu.
- nie za dużo pytamy 🙂 – zauważyłam, że to męczy dzieci, czują się tym osaczone. I wtedy tak naprawdę skupiam się na moich potrzebach zaspokojenia ciekawości, albo uspokojenia jakiegoś niepokoju zamiast na potrzebach dziecka opowiadania o tym, o czym chce.
- opowiadamy o tym, co u nas słychać, czym naprawdę żyjemy. To jest fajne. Dzieci czują się wtedy traktowane poważnie, skoro im opowiadamy o swoim życiu, zachęca je to do otwartości, no i jest nam po prostu miło opowiadać o sobie 🙂
i co z tego?
Co nam daje czas na wyłączność? Dzieciom daje poczucie, że są ważne, daje doświadczenie relaksu, beztroski, zrozumienia, szczęścia, więzi. Daje czas na podzielenie się tym, czym żyją. A nam, rodzicom, daje… chyba niemniej! Relaks, szczęście, więź – to nasze rodzicielskie doświadczenia czasu na wyłączność!